Następnego dnia umówiliśmy się na 10 i poznaliśmy portugalską punktualność. Surfbusik dojechał koło 10:30;) Josè wypakował deski i udał się na ulubioną kawę do pobliskiej kawiarenki :) jak się poźniej okazało Josè miał wiele ulubionych miejsc z ulubionymi kawami ;) przesympatyczny człowiek z dużym szacunkiem dla potrzeb swoich uczniów, ale też z umiejętnością zadbania o własne potrzeby. Wszystko okraszone dużym urokiem osobistym i ciepłem.
Najpierw mieliśmy długą, jogową rozgrzewkę, a potem weszliśmy do wody. Ja dostałam manto na pierwszych falach i już byłam w odwrocie. Kierowałam się w stronę brzegu z chęcią odpuszczenia sobie tego wysiłku. Już miałam wymówkę żeby usadzić tyłek na plaży, ale Josè rozszyfrował moje zamiary i zaczął pływać ze mną. Najpierw bez deski nurkowaliśmy pod fale, a później praca na desce. Pomagała mu Lynn, która też była świetna. Pochodziła z Belgii, jednak od 10 lat surfowali, żyjąc w rożnych częściach świata. Był to bardzo owocny dzień. Otrzymaliśmy od Josè dużo uwagi, zaangażowania, ale też cennych wskazówek.
Po sesji udaliśmy się do Porto. Wcześniej mieliśmy plan, aby udać się na południe do Algarvè, jednak bardzo dobrze poczuliśmy się oboje w tym miejscu pod opieką Josè, że postanowiliśmy wrócić. Powiedzieliśmy o tym Josè, który zaprosił nas do siebie, jednak podkreślił, że możemy najpierw zobaczyć czy nam się spodoba i dopiero wtedy podjąć decyzję i niezależnie od tego jaka ona będzie nadal będziemy przyjaciółmi. Bardzo uczciwy i miły gest. Choć zupełnie niepotrzebny, ponieważ nie było wątpliwości, że chcemy zostać.