poniedziałek, 28 lipca 2014

Malinowa lemoniada...

Na taki upał jak teraz dobrze robi malinowa lemoniada. Maliny to moje ulubione owoce, więc najchętniej dodawałabym je wszędzie:)



Składniki (na litr lemoniady):
  • 1/2 koszyczka malin
  • 2-3 łyżki cukru trzcinowego
  • sok wyciśnięty z 1 cytryny
  • garść listków mięty
  • woda

Przygotowanie:
Połowę malin wrzucamy do naczynia, w którym będziemy podawali lemoniadę, pozostałe ucieramy z cukrem w oddzielnym kubeczku. Następnie dolewamy trochę wody i mieszamy do czasu całkowitego rozpuszczenia się cukru. Do karafki/dzbanka przelewamy powstały mus, dodajemy sok z cytryny oraz miętę i zalewamy wodą. I gotowe :)
 

Dzień siódmy - ostatniii....

Dziś ostatni dzień naszego detoksu... Na śniadanko mieliśmy sok z kapusty i jabłek oraz niesamowicie dobrą sałatkę ze szpinaku i migdałów. Dressing był wyjątkowy!!! To chyba najlepsza sałatka z całego menu. 
Obiad również był dobry: kasza jaglana z kiszonymi ogórkami i ziołami z surówką z kiszonej kapusty. Bardzo lubię wszelkiego rodzaju kiszonki, więc obiad bardzo przypadł mi do gustu. Myślę, że byłby idealnym rozwiązaniem na dzień po dniu, kiedy przesadzimy z ilością spożytego alkoholu;)


Zwieńczeniem obiadu były pieczone gruszki z kremem z siemienia lnianego. Smaczne, choć żałowałam, że nie zrobiłam wersji z brzoskwiniami.
A cały detoks zakończyła zupa z pieczonej papryki i dyni. Bardzo sycąca i ciężko było ją zjeść w tak upalny dzień.
I tym samym kończymy detoks. Wytrzymaliśmy:) Juhu!

Dzień szósty albo raczej przedostatni....

Dzisiejszy detoksowy dzień rozpoczęliśmy zielonym shake'iem z jarmużu i przepyszną sałatką z quiona i awokado. Bardzo smaczne i energetyczne.
Właśnie jestem w trakcie spożywania obiadu: sałatki z pieczonymi ziemniaczkami i czarnej soczewicy. Sałatka jest polana sosem winegret na bazie octu balsamicznego, którego bardzo, ale to bardzo mi brakowało:) Jak tylko zjem to zrobię krem czekoladowy z malinami, który jest na deser....

Deser był przepyszny, karob to co prawda nie czekolada, ale chociaż wyglądem przypomina;) Deser był bardzo smaczny, natomiast kalafiorowa zupa nie smakowała mi w ogóle. Prawdę mówiąc prawie jej nie zjadłam. Dla mnie była zupełnie pozbawiona smaku, natomiast R. smakowała bardzo.

piątek, 25 lipca 2014

Dzień piąty....Kryzysowy...

Tak, to był zdecydowanie kryzysowy dzień....Uratowała go tylko zupa;)
A więc tak: na śniadanie był shake z natki pietruszki i pomarańczy i niestety nie do końca mi smakował, chyba ze względu na zbyt dużą zawartość natki i miąższ pomarańczy, przez co koktajl był gęsty... ale za to tajska sałatka z tofu okazała się miłym zaskoczeniem.
Jak dzień wcześniej, spakowałam się i udałam się do pracy. Padało, a wiec chciało mi się cholernie spać. Dopiero po 3 godzinach pracy udało mi się zaparzyć yerbę i w sumie postawiła mnie na nogi. Pierwsza, druga, trzecia....I tak pracowałam do wymuszonej przerwy obiadowej podczas, której wcisnęłam w siebie warzywny stir-fry z makaronem sojowym, surówkę z czerwonej kapusty i dynię w mleku kokosowym. Było tego tak dużo, że prawie pękłam, ale dałam radę! Ba!


To był długo dzień, wróciłam przed 22 i czekała na mnie pyszna tajska zupka z cukinią. Mmmm...

Dzień czwarty...

Dzisiejszy poranek zaczął się standardowo: sok z cytryny + rewelacyjny shake z pomarańczy, jabłek i nazbieranych dzień wcześniej liści pokrzywy + sałata z pomidorów i awokado. Wszystko tak jak co dzień z tą drobną różnicą, że dziś musiałam iść rano do pracy, a wcześniej chodziłam tylko na kilka godzin... i to spore utrudnienie. Spakowałam przygotowany obiadek do wielgachnej torby, zarzuciłam ją na garba i pobiegłam do pracy.
Wbrew obawom nie było źle. W pośpiechu zjadłam obiad: dynię z gomasio, tajską surówkę z ogórka i przepyszny krem bananowy. Obiad była sycący i dostarczył mi energii na calusieńki dzień pracy. Czułam się inaczej niż zazwyczaj, kiedy to pochłaniam bułkę z jakimś smarowidłem, w pośpiechu, nie czując smaku tego co wkładam do ust. Złoszczę się na siebie, że tak robię, a jednak nic z tym nie robię. Taki detoks pokazuje jakie mamy nawyki żywieniowe, a moje są po prostu fatalne. Nie dość, że nie jadam śniadań. Co ciekawe, głosiłam teorię, że po zjedzonym śniadaniu źle się czuję, a jak pokazuje tych kilka dni - to nieprawda. Czuję się bardzo dobrze, mam więcej energii, nie burczy mi w brzuchu. Po drugie zaczynam dzień od zalania żołądka kawą, która ma mnie obudzić. I faktycznie, budzi, ale na chwilę. No i wypiłam ją tak szybko, że brakuje czasu na poczucie jej smaku. Po trzecie, obiadów też nie jadam. Zapycham się bułkami i tak naprawdę ciągle odczuwam głód. Na początku bałam się, że będę głodna na tym detoksie, a tak naprawdę dawno nie czułam się tak najedzona. Dania są zbilansowane, jest ich dużo i są bardzo smaczne.



A po powrocie przygotowaliśmy przepyszną zupę pomidorową. Naprawdę przepyszną:) i oczywiście zabraliśmy się za obiad na jutro;)

Dzień trzeci...

Dzisiejszy poranek, oczywiście zaraz po śniadaniu ( koktajl z kiwi i sałata z grillowaną papryką) rozpoczęłam od wyprawy do lasu w celu nazbierania młodych pokrzyw, aby przygotować z nich koktajl w dniu kolejnym. Trochę się popatrzyłam, ale pomimo tego było to bardzo przyjemne doświadczenie. Jeszcze nie było upału, ale już ciepło i rosa.... miło :) potem pojechałam na zakupy z długą listą warzyw na kolejne dni.
Dzień upłynął dość szybko, ponieważ miałam zaplanowane coś na co bardzo długo czekałam, więc koło godziny 12 zjadłam przepyszne tadżin z warzywkami. Przygotowuje się go w takich "papilotach" z papieru do pieczenia.


 Niezwykłe połączenie smaków: słodkiej marchewki, papryki, pietruszki i śliwek z wytrawnymi, zielonymi oliwkami. i to wszystko połączone oliwą z cynamonem, imbirem, szafranem... posłodzone syropem z agawy.  Naprawdę pychota! Do tego surówka z marchewki i galaretka owocowa z malinami i jagodami na bazie z soku jabłkowego... Taki detoks to ja rozumiem.

 

Do kolacji czas szybko zleciał i przyszła pora na zupkę!

środa, 23 lipca 2014

Dzień drugi...

Dziś była pobudka o 5, aby zdążyć z przygotowaniem detoksowego śniadania ;) Najpierw wyciskanie soku z cytryny i wypicie migusiem, bo mało czasu, a dużo do zrobienia. Koktajl malinowo-pomarańczowy (PYCHA!) i sałata z pieczonym burakiem. I można zacząć dzień.
Dziś kryzys kawowy zaprowadził mnie do sklepu z yerba mate, którą polecił mi P. I chyba dzięki niej przeżyłam ten dzień. Okazała się całkiem smaczna, trochę trawiasta, ale na pewno mocno energetyczna. To niewątpliwie kolejny plus detoksu, ponieważ tak pewnie nie zdecydowałabym się na odstawienie słodkiej kawusi.
Na obiad zjedliśmy warzywa z surówką z kapusty kiszonej i deserem w postaci pieczonych z cynamonem jabłek. Małym rozczarowaniem okazała się kolacja, na którą zjedliśmy zupę warzywną. Niestety nie jestem fanką rosołopodobnych oktaw, więc pewnie z tego powodu nie rozsmakowalam się w tejże zupce. Generalnie jedzonko jest bardzo dobre, tylko przygotowanie dość czasochłonne.... Ciężko pogodzić z życiem codziennym.

Z Karoliną na detoksie....

Kilka miesięcy temu znalazłam u M. książkę pod tytułem: "Karolina na detoksie". Zachęcona entuzjazmem M. oraz faktem, iż współautorem jest Maciej Szaciłło, którego pomysły kulinarne bardzo cenę, zakupiłam ją i ja. I tak od paru dobrych miesięcy zbierałam się w sobie, aby przejść 7 - dniowy detoks oparty na diecie wegańskiej. Z menu wykluczamy używki, słodkości, kawę i wiele dobrych, ale niekoniecznie zdrowych niezbędników dnia codziennego... W zasadzie wykluczamy wszystko, co nie jest zawarte w przygotowanym jadłospisie. 
Po dniu pierwszym muszę powiedzieć, ze nie ma lekko... Przez cały dzień chodziłam półprzytomna z powodu braku kawy.  Kawa to jedno, ale ciasteczko czy jakaś czekoladka, eh.
Trzeba jednak przyznać, że te dania są bardzo smaczne. Na śniadanie koktajl owocowo-warzywny (dziś był bananowo-szpinakowy!), który poprzedzamy wypiciem ciepłej (niestety! ) wody z wyciśniętym sokiem z cytryny. No i jeszcze sałatka. Na obiad warzywka z sałatką. Przyznam szczerze, ze najlepsza okazała się kolacja: zupa brokułowa i rewelacyjny mus jabłkowo-gruszkowy z owocami goji.
Czułam się zmęczona, chyba najbardziej brakiem kawy. A było napisane żeby odstawić tydzień przed, ale jak widać nie posłuchałam. Za to R. cierpiał katusze. Poty i bóle głowy. Musi mieć bardzo dużo toksyn ;)