poniedziałek, 10 marca 2014

Bridget Jones, o nie!

Musze Was ostrzec, niestety... Rzadko zdarza mi się tak jednoznacznie i z pełnym przekonaniem pozbawiać kogoś przyjemności przeczytania jakiegoś utworu literackiego, ale tym razem to uczynię. NIE kupujcie, nie czytajcie! Ech, ja się dałam nabrać, pewnie sentyment, sympatia i wiara w człowieka- że nie jest w stanie napisać czegoś aż tak złego (otóż jest!), naiwność i pewnie jeszcze kilka rzeczy spowodowały u mnie to, że w bez zastanowienia chwyciłam książkę i rączym kłusem ruszyłam w kierunku kasy(skłamałam:), jeszcze kupiłam 5 serię "Przyjaciół"- lubicie?!), no i nigdy nie poruszam się kłusem, zazwyczaj przechadzam się dostojnie między półkami i nabywam tylko to, co jest mi niezbędne, hahaha:).
Po krótce: powtarzalna fabuła, przecież od razu wiadomo, z kim naprawdę nasza słodka (pfuj!)Brigdet się zwiąże,  naprawdę bełkotliwa narracja (nawet jednostki alko nie są w stanie tego wytłumaczyć) i jednak to, co jest czasami pełne uroku i beztroski, staje się potwornie męczące i nużące, gdy jest powtarza się CIĄGLE i CIĄGLE, a nie tylko czasami...Omijajcie szerokim łukiem!
A dla odmiany, jeżeli nie oglądaliście serialu "The Killing"- ja tylko ze dwa, trzy pierwsze odcinki, bardzo mi się podobały! Pod wpływem niewytłumaczalnego (tym razem impulsu), kupiłam potwornej grubości księgę, ponad 700 stron. Przez cały ostatni tydzień jeździłam środkami komunikacji miejskiej na szkolenia (po szkoleniach łaziłam po Warszawie, spotykałam się z koleżankami, słowem: przemieszczałam się), a wszystko to z moimi Dochodzeniem, nie byłam w stanie się oderwać! A do domu wracałam, autobusem zamiast pociągiem- bo jechał dłużej:)!
Dziś przeczytałam jeszcze dzieło z kategorii: praca. "Terapia ręki", ale to już dla pasjonatów raczej:), Ale jeśli ktoś życzyłby sobie podyskutować o tej książce, to ja bardzo chętnie:)