poniedziałek, 4 listopada 2013

O potrzebie gromadzenia dóbr wszelakich...

Dziś byłyśmy (razem z P. i R. oraz L.) na wspólnych zakupach w sklepie pewnej popularnej sieci. I stąd potrzeba opisania zjawiska. Jak się mocniej zastanowić to nie kupiłam nic co było niezbędne, bardzo potrzebne lub szczególnie istotne dla mego żywota. Kupiłam za to: foremki do pieczenia: keksówkę (oczywiście, że już jedną mam, ale przecież nie wystarczy... Jedną silikonową, tych blaszanych nawet nie liczę;)) i takie do muffinek ( też mam i też za mało:/). Poza foremkami kupiłam pojemniczki, świeczki, serwetki, poszwę na poduszkę i gigantyczny wazon, w którym mam zamiar upychać korki od wina. Tak sobie wymyśliłam, a co!
I tak kupuję i kupuję, a potem się dziwię, że brakuje miejsca albo że ciągły bałagan... A jak ma być porządek skoro te dobra w szafkach się nie mieszczą? I tłumaczę to sobie ewolucyjną potrzebą zbierania. Tak łatwiej przyjąć niż...
No właśnie niż co?! My też nie kupiliśmy niczego, co byłoby tak naprawdę niezbędne. Np. świeczki, silikonową podstawkę pod garnki (mam z 5 różnych podstawek, ale takiej jeszcze nie), żółty lejek (praktycznie nie używam lejka, a mam już 3 fioletowe. Kurde, po co mi ten lejek, czy naprawdę kupiłam go, bo był ŻÓŁTY?!), pościelkę dla L. (czy ma to znaczenie, że ma 2 śliczne komplety, a czasami śpi pod śpiworem?), nowe lampy do kuchni- owszem śliczne, ale te stare świeciły  naprawdę doskonale . AAAA jest jedna rzecz, która się zepsuła i naprawdę jej potrzebowałam- wyciskarka do czosnku!!! Wow, czyli zamiast wydawać trzycyfrową sumę, stanowiącą 1/3 mojej wypłaty (tak, tak..), mogłam wydać 20 zł i mieć rzecz, której faktycznie potrzebuję. Ale czy wtedy byłaby taka zadowolona??? Uwielbiam ładne rzeczy, lubię jak w domu są nowe przedmioty,  lubię gotować używając ślicznych foremek, pojemniczków, żółtych lejeczków;)itp. Czy to bardzo źle o mnie świadczy?
No i oto ważne pytanie:) Że mnie to uszczęśliwia i raduje to akurat wiem. Tylko czy potrzeba posiadania cudnych, kolorowych foremek jest aż tak silna? Aha, kupiłam jeszcze piękne, różowe etui na tablet (nic to, że tablet ma już okładkę, folię ochronną i plecki... nic to, że etui za duże.... najważniejsze, że jest;)). No i dziś upiekę pasztet z soczewicy w mojej nowej foremce! Juhu:)! Tylko czy będzie smakował lepiej niż z tej starej? Nie ma wyjścia!
Na pewno będzie, np. kawka pita z nowych kubeczków w pająki jest jeszcze pyszniejsza (bo jeszcze kupiłam kubeczki, choć mam ich tyle, że nie mieszczą się w dwóch szafkach i co jakiś czas wynoszę je na strych )!

O halloween i Forreście Gumpie...

Halloween już za nami, ale nie mogę nie podzielić się faktem, iż jest to jeden z moich ulubionych dni w roku! Pomijając cudne dynie, które widać co krok oraz pyszności z nich przygotowane, to dochodzą jeszcze inne makabryczne, ale jakże fantastyczne, dzieła.... Krwiste popkorny, pajęcze odnóża czy cuksy wyglądające jak świeżo wyłuskane z oczodołów gałki. Rewelacja! Klimat strachów bardzo mi odpowiada i w sumie nie przesadza mi, że ma to niewiele wspólnego z polską tradycją :p Doświadczyłam go mocniej wracając w czwartek do domu. Przemierzałam spokojnie dobrze znaną mi trasę, która biegnie przez las. Jadę, a tu przed autem przebiegają dwie małe postacie z bladotrupimi twarzyczkami. Ohoho, halloween - pomyślałam i jadę dalej... Aż za chwilę zobaczyłam w tylnim lusterku niebieskie światła wozu policyjnego. Przestraszyli mnie bardziej niż przebrane dzieciaki. Grzecznie dałam dokumenty do kontroli i dowiedziałam się, że po okolicy grasuje mężczyzna nieposiadajacy uprawnień do prowadzenia auta, który śmiga takim samym autkiem,  jak moje. Eh, myślałam, że takimi już nikt nie jeździ ;), chociaż bardziej zastanawia mnie to, jakim cudem umyka policji, toż do bolida mu naprawdę daleko.... I tak zaczęło się tegoroczne halloween, ale najlepsze było jeszcze przede mną. Prawdziwy powód mojej nieskrywanej miłości dla tego dnia, czyli HORRORY!!! Cała noc zombie, krwi, wampirów. Tylko ja i Jason, Mike czy Freddie.... Uwielbiam te seanse strachu i żałuję, że tylko raz do roku mogę tego doświadczyć. A skoro już o filmach, to w sobotę widziałam po raz kolejny Forresta Gumpa. Oj kocham ten film! Przepiękny, wzruszający i mądry. Mało jest takich filmów, które można oglądać po kilka razy z przyjemnością tak dużą, jakby był to pierwszy raz, a to jeden z nich. Świat, w którym marzenia stają się tak łatwo osiągane i wystarczy wiara, aby się spełniały, jest łatwiejszy do przyswojenia. I dlatego kocham Forresta Gumpa! Za proste marzenia i dobrą, radosną duszę:)!
A.
A tu piękna dynka zrobiona przez P.:)