A dzisiejszy dzień nie był tak bogaty w doświadczenia, jak wczorajszy. Od rana zwiedzaliśmy kompleks świątyń. i starożytne miasto. Nie chciałabym marudzić, ale o ile zobaczenie Buddy mogę uznać za ciekawe, to ujrzenie basenu nawet najstarszego na świecie nie jara mnie szczególnie. Dużo ciekawsze jest dla mnie obserwowanie małp w parku. Na tym całym zwiedzaniu zeszło nam prawie 6 godzin, po 2 dołączył do nas bardzo miły Lankijczyk, który za cel postawił sobie pokazanie nam wszystkich "beautiful places" w mieście. To naprawdę bardzo miłe i doceniam, ale popylanie na rowerze, w ponad 30 stopniowym upale, od jednych gruzów do kolejnych zdecydowanie nie zalicza się do moich ulubionych rozrywek.
Kiedy już pożegnaliśmy pana ruszyliśmy do Mihintale, jednak zrezygnowałam z wspinania się na górę. Już wcześniej to zaplanowałam dlategoteż schowałam do torby Cwaniary, licząc że usiądę LiD drzewem i w towarzystwie małp-poczytam. Aleee.... Nic z tego, kiedy R. się wspinał to przyłączył się do mnie przewodnik, któremu akurat my przypadliśmy w kolejce ( jest cały tłum przewodników i po kolei oprowadzają turystów) i opowiadał mi o życiu na Sri Lance...
A teraz idziemy coś zjeść :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz