Dzisiaj przemierzyliśmy trasę z Negombo do Kalpitiyi. Jechaliśmy trzema autobusami, które chyba w zależności od wyznania kierowcy, były przyozdobione portretami Jezusa bądź hinduskich bóstw. Skwar jak się masz, muzyka w stylu Bollywood. I żadnego białego człowieka. Budziliśmy duże zainteresowanie miejscowych. Dzieci wytykały nas palcami. A mały chłopiec, który patrzył na mnie swoimi ogromnymi oczami nie chciał stanąć koło mnie, tylko chował się za siostrą zawstydzony. W przeciwieństwie do siostry, która nie kryła się ze swoim zaciekawieniem nami.
Jak tylko weszliśmy na dworzec to zauważyłam, ze jacyś panowie robią mi zdjęcia i zaniepokojona zakomunikowałam to R., na to on: "a Ty im nie robisz zdjęć?" - "no to nie marudź". Co racja to racja.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wynajęliśmy pokój i poszliśmy do najbliższego sklepu zapytać o kilka rzeczy. W końcu ustaliliśmy, że jeden z kierowców tuk-tuków zabierze nas na lagunę. Ruszyliśmy. Pan jeździł z nami po okolicy, a na koniec zaprosił nas do swojego domu, gdzie przedstawił nas swojej rodzinie i poczęstował nas zimną kokakolą. A na koniec dał nam w prezencie przepiękną muszlę. Nie wiedzieliśmy jak się zachować, ponieważ nie chciał przyjąć od nas pieniędzy. W końcu R. jednak Go przekonał, a ja miałam rozkminę, czy aby Pana nie obraziliśmy.
Na koniec dnia zjedliśmy kolację w jednym z miejscowych barów. Miejsce dość obskurne, choć jedzenie rewelacyjne. Rafał postanowił odkazić się whiskey, ponieważ jak twierdził to pomoże poczuć mu się bezpieczniej z treścią żołądka, a ja myślę, że po prostu szukał pretekstu, aby sobie chlapnąć;)
Niesamowita jest różnorodność tego kraju. Mieszanka, w której Ci ludzie żyją zadziwia. Hindusi, katolicy, muzułmanie i buddyści mieszają się miedzy sobą i żyją w zgodzie. Społeczeństwo tak niejednorodne, a żyjące razem. Naprawdę niebywałe!
A jutro pobudka o 6 i rejs do delfinów :) Jeeeee!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz