Wczoraj odwiedzili nas M. z P. i Ż. z R. oraz małą T. Spotkanie przebiegało w sumie podobnie do wszystkich naszych, wspólnych spotkań. Siedzieliśmy i zajadaliśmy się, tym razem już nawet nie wegetariańskim, a wegańskimi potrawami, co spotkało się z wielkim niezadowoleniem mięsożernej Ż.;) Ubolewała tym bardziej, że tym razem nie dość, że jak zwykle, nie pojadła mięsa to jeszcze nawet serem nie uraczyli.... Niektóre w potraw okazały się niestety niewypałem, jak wegańska tarta niby ratatouille....z ratatuj miała wspólnego naprawdę niewiele, a ciasto smakiem przypominało wióry lub płytę paździerzową - jak stwierdził P. Na deser zrobiliśmy tapiokę... Mnie i M. smakowało, lecz fance padliny - niekoniecznie... Rzekła: "Ciągle tylko tofu i tapioka! To tylko potęguje brak mięsa":)
Wieczór, a w sumie i pół nocy minęło nam na piciu winka i grze w planszówki. Pierwsza "Milionerzy i bankruci" nie doprowadziła mnie do zwycięstwa i raczej było mi bliżej do drugiego członu wskazanego w nazwie. M. natomiast szło całkiem nieźle! Została szczęśliwa posiadaczką drużyny piłkarskiej. Eh, odwieczne marzenie, które można zrealizować choć w grach planszowych...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz