Niełatwy jest los blogerki;).
Tematów niby nie brakuje, ciągle coś tam się dzieje, ale pojawiają się
wątpliwości: a czy to ciekawe, a czy się nadaje, a czy ktoś
przeczyta.... I w sumie brakuje mi odpowiedzi. Nie wiem, ale od czegoś
zacząć trzeba, czyż nie:)?
Te
rozterki są w sumie dość zbieżne z moim jesiennym nastrojem. Choć
dopiero dziś mamy pierwszy dzień tej "wspaniałej" pory roku, która jak
dla mnie zwiastuje jedynie to, że będzie coraz gorzej, to nastrój
jesiennej deprechy dopadł mnie już wcześniej. Jak śpiewa Kasia Nosowska "jesień trwa szpetnej aury czas"...Cóż,
trudno się nie zgodzić. Na początku nie było łatwo sobie z nim
poradzić, ale walczyłam dzielnie! Znam go w końcu od lat... Pewnie nie
tylko ja, bo z czego tu się cieszyć, kiedy za oknem i zimno i pada na to miejsce w środku Europy...
I można tak siedzieć i łamać sobie głowę godzinami, ale najfajniej
jednak jest powiedzieć sobie: koniec z tym! Co z tego, że jesień?!? Pora
roku jak każda inna, a może i w niej jest coś fajnego. Choć czasem
niełatwo to znaleźć... Co mi przyniosła ta kolejna jesień? Jak co roku
różnego rodzaju rozkminki egzystencjalne (stara baba, a takiego
słownictwa używa;)): co ze sobą począć? A czy na pewno dobrze? A czy nie
lepiej byłoby? Co takiego jest w tej jesieni, że przynosi takie
rozmyślania? Niby dzień krótszy, więc czasu mniej, ale też i słońca,
więc nastrój się obniża i przynosi wątpliwości. I jak sobie z tym
poradzić? Aktywuję swój mózg jak tylko mogę, aby zrobić coś, co choć
trochę skojarzy mu się z czymś pozytywnym i da kopa w dupsko... Nawet
jeśli bardzo się opiera. Posłucham muzyki, którą lubię czy film włączę
albo zrobię sobie herbatę z malinową konfiturą...Mniaaaam:)! Niby nic
wielkiego, ale wierzę, że z tych małych przyjemności składa się życie:).
I staram się sobie ich dostarczać zwłaszcza teraz;).
A
dziś zrobiłam porządki w szafie....Ech, liczba posiadanych przeze mnie
ciuchów już dawno przekroczyła granice jakiegokolwiek rozsądku (potwierdzam!
a porządki i mnie uradowały, bo właśnie siedzę sobie w ciepłym
sweterku, który A., wykopała ze swej szafy i ofiarowała właśnie mi- M. ), nie mówiąc już o zdrowym, więc postanowiłam pożegnać się ze wszystkimi rzeczami:
A.
- w których nie chodzę,
- które są niby fajne, ale w nich nie chodzę (ciekawe czemu skoro takie fajne:P?),
- które może kiedyś mi się spodobają, a może "po domu" ponoszę,
- które kiedyś mi się podobały i to stanowi dla mnie wielką zagadkę... jak? dlaczego?
- które są zupełnie "nie w moim stylu" jak chociażby kwieciste suknie... czy ktoś mnie kiedyś w nich widział? Nie (i całe szczęście:))), ale są w mojej szafie, a jakże! Damą być, ach damą być;)
- o których istnieniu zapomniałam, a może nawet nie wiedziałam i jakimś cudem odnalazły się w mojej szafie.... i co więcej! Ktoś przyczepił do nich metki;)!!!
A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz