niedziela, 2 lutego 2014

Sri Lanka part. VII

Dzisiaj przybyliśmy długą drogę z Haputale do Embilipitiyi. Po raz kolejny jechaliśmy wesołym autobusem. Są niesamowite! Głośne i pełne ludzi. Muzyka dudni, a kolorowe diody na obrazkach bóstw migają w rytm granej melodii. 
Odwiedzaliśmy ośrodek, w którym małe słoniątka-sieroty, są przystosowywane do życia. Spędzają tam kilka lat, a później, jeśli stado zaakceptuje nowego członka, wówczas rozpoczyna on swoje samodzielne życie poza ośrodkiem. 
Pózniej pojechaliśmy do parku narodowego, gdzie widzieliśmy głównie stada słoni. Niesamowity widok, kiedy przychodzisz obok. Obcowanie z naturą, zwłaszcza kiedy możesz ją obserwować z boku, nie integrującym w jej życie, jest niezwykłym doświadczeniem...
A skoro i doświadczeniach mowa to wieczorem odwiedziliśmy mały bar, gdzie po raz pierwszy zamówiliśmy warzywne kottu i.... zdobyło moje serce. To danie z pokrojonego w paski roti, które są podsmażane wraz z warzywami na gorącym blacie. Podczas smażenia kucharz szatkuje wszystko razem. I powstaje lekko chrupiące, zarumienione danie o bardzo wyrazistym smaku. Pycha!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz