niedziela, 22 marca 2015

Puerto Escondido...Jupi!!!

Po całonocnej podróży autobusowej dotarliśmy do Puerto Escondido, które było jednym z celów wyjazdu, ale też punktem, gdzie mieliśmy odpoczywać, pływać i być.
Na miejscu odebrał nas J. i wspólnie pojechaliśmy do Jego domu, w którym mieliśmy szczęście spędzić ten czas. J. przyjął nas bardzo ciepło, z charakterystyczną dla siebie życzliwością. Poznaliśmy rodzinę J., napiliśmy się kawy, zjedliśmy pyszne banany z ogrodu, które przygotował dla wszystkich gospodarz domu, a potem udaliśmy się na plaże, zobaczyć ocean. Hmmm...co tu dużo gadać? Ocean oczywiście piękny, a przede wszystkim cieplutki. To pierwsze miejsce, w którym siedzenie w wodzie było tak przyjemne, że naprawdę nie chciało się wychodzić na brzeg.
Miejscowość nosi nazwę Punta Zicatela i tam właśnie mieliśmy podejmować kolejne próby nauki surfingu. Fale były praktycznie cały czas, czasem większe, czasem mniejsze, ale można było korzystać stale. Plaża jest piaszczysta, więc można było również zażywać kąpieli słonecznych, jeśli ktoś lubi. Są też miejsca otoczone skałami, gdzie szukają schronienia małe kraby. Ludzi nie było dużo tzn. byli, jednak nie można mówić o tłoku, z jakim obcujemy w lipcu w naszym nadmorskich kurortach. Plaża jest tak duża, że ciężko byłoby ją zapełnić. Tłoczniej było w wodzie, gdyż jak wiadomo większość surferów gromadziła się w tych samych miejscach. Poza surferami była też liczna grupa bodyboarderów, którzy też dzielnie łapali fale. Wyglądało to naprawdę niesamowicie i podziwiałam umiejętności tych ludzi, a jak się później okazało, również odwagę, ponieważ na tym wyjeździe okazałam się być okropnym tchórzem i do tego kompletnie pozbawionym formy:( Ale o tym później...



Po powrocie z plaży spędziliśmy miły dzień na leżeniu w hamaku. O tak, to była czynność, której mieliśmy oddawać się niestrudzenie przez cały najbliższy tydzień:) Spanie, jedzenie, hamaczek, pływanie, hamaczek, jedzenie, hamaczek, pływanie, jedzenie, hamaczek - dobry plan, czyż nie:)? Pomijając kwestię pływania, udało mi się zrealizować go całkiem nieźle;)
Mieszkaliśmy w części Puerto o nazwie Zicatela, która jest zaciszna, spokojna, ale są w niej miejsca, gdzie można zjeść czy pobawić się. Widać, że przyjeżdża tu dużo osób spragnionych uciech w oceanie. Jest sporo szkół surfingu, ale też jogi, ponieważ jak się okazuje te dwie aktywności idą ze sobą w parze. Jest jednak też bardzo lokalnie. Zicatela jest pełna rodzinnego klimatu, jaki mają tylko małe miejscowości. Sklepiki z produktami pierwszej potrzeby. Rano ludzie pukają do twoich drzwi, aby sprzedać Ci świeżo złowioną rybę. Piekarnie rozwożą tortille, innym razem możesz kupić małe pomarańczki, które może nie wyglądają okazale, ale dają mnóstwo pysznego, słodkiego soku. Masz wrażenie, że życie toczy się tu wolniej i masz więcej czasu.


Samo Puerto Escondido jest dużo większe, jak to miasto. Plażą idzie się jakieś 20, 30 minut spacerkiem od Zicateli, ale jeździ też dużo colectivo w tym kierunku. Dużo ludzi, sklepików, kawiarni i fantastyczne targi warzywno-owocowe. Dla wegetarianki to miejsca bardzo ważne;) Jeździliśmy tam, aby kupić produkty na nasze pyszne posiłki. A można było kupić wszystko: sałaty, bataty, piękne, pachnące pomidory, bakłażany, wiele rodzajów papryk, kaktusy jadalne, cukinie, melony, różne cytrusy, papaje, ananasy, moje ukochane mango, jabłka, winogrona, truskawki, zioła i przede wszystkim najlepsze jakie w życiu jadłam awokado... słowem praktycznie wszystko:) do tego lokalne alkohole jak rum, mezcal czy likiery na bazie mezcalu.
Ulice też były przepełnione małymi sklepikami i knajpkami. Ludzie sprzedawali swoje produkty również na ulicach...soki, słodycze, pieczywo. Wybór był naprawdę trudny:) Wracaliśmy obładowani warzywami i owocami. Staraliśmy się skosztować jak najwięcej, jednak zawsze wracaliśmy z pomidorami, kolendrą, papają i mango. Pozostałe produkty się zmieniały:)
Myślę, że można tam żyć szczęśliwie, zdrowo i prosto. Tak to widzę, być może dlatego, że aktualnie takie są moje potrzeby. Tak czy siak, jest tam naprawdę rajsko, pod każdym względem.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz