Następnego dnia z samego rana wyruszyliśmy z San Cristobal do Tuxtla Gutierrez, które jest stolicą stanu Chiapas. Podróż trwała chwilę, jednak była mało przyjemna, ponieważ zjeżdżaliśmy w dół i towarzyszył mi rozsadzający głowę ból.
Samo miasto było zupełnie inne niż te, które odwiedziliśmy dotychczas. Było duże, gwarne i zdecydowanie bardziej nowoczesne, ale też pozbawione klimatu. Włóczyliśmy się troszkę po ulicach, wieczory spędzaliśmy w lokalnym parku, gdzie na środku stała duża altana, w której odbywały się koncerty marimby. Mieszkańcy zbierali się na placu, jedni siedzieli i słuchali, ale było też wiele tańczących par. Bardzo miłe miejsce.
Następnego dnia udaliśmy się do kanionu Sumidero. Pojechaliśmy colectivo do miejscowości Chiapa del Corzo skąd popłynęlismy łodzią. Kanion przepływa przez rzekę Grijalva i robi ogromne wrażenie. Jest przepiękny, otacza Cię z każdej strony. Dzień był bardzo słoneczny. Jeśli ma się trochę więcej szczęścia można spotkać krokodyle czy drapieżne ptaki. Z mojej perspektywy jedynym minusem była łódź, którą płynęliśmy, ponieważ była szybka i motorowa. Co prawda robiliśmy krótkie postoje na zdjęcia, czy podglądanie krokodyli, jednak dużo przyjemniej płynęłoby się, gdyby warkot silnika nie zakłócał ciszy. Niemniej jednak jest to miejsce warte zobaczenia.
Po powrocie spotkała nas przykra niespodzianka, ponieważ pojechaliśmy na dworzec, gdzie mieliśmy kupić bilety na autobus do Puerto Escondido i niestety nie udało nam się. Był piątek i jak widać nie tylko my zamierzaliśmy tam jechać. I tak zyskaliśmy dodatkowy dzień w Tuxtla, bez pomysłu na jego spędzenie i miejsca do spania;)
Kolejny dzień minął nam leniwie, głównie włóczyliśmy się po mieście, kupiliśmy kawę i czekoladę na prezenty dla naszych bliskich. Te produkty nigdy nie kojarzyły mi się z Meksykiem, a okazało się, że niesłusznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz