niedziela, 21 czerwca 2015

Tym razem Portugalia...

Bom dia! 
W dniu wczorajszym przylecieliśmy do Lizbony, od której rozpoczynamy naszą krótką przygodę z Portugalią. Byliśmy tu cztery lata temu i żałuję, że wracamy dopiero teraz. To jedno z tych miejsc, w których ja czuję się dobrze. Oczywiście jednym z celów wyjazdu jest kontynuowanie surfingu. Jestem pełna nadziei, że tym razem uda się osiągnąć cokolwiek. Jestem rozgoryczona swoją kondycją, lenistwem, lękiem, unikaniem i odkładaniem wszystkiego na później. Nasz wyjazd do Meksyku przyniósł mi wielkie rozczarowanie sobą. Nie miałam siły, żeby chociaż podjąć walkę. Było to cenne doświadczenie, które w sposób wręcz dosadny pokazało mi jakie są konsekwencje dokonanych przeze mnie decyzji. Miałam 5 miesięcy na opracowanie planu naprawczego i wprowadziłam pewne zmiany: mniej pracuję, zdrowiej jem i ruszam się choć trochę... Trochę biegam, ćwiczę więzienną zaprawę (:))) i nawet parę razy byłam na crossficie, który ( o dziwo - przeżyłam :)!).... teraz zobaczymy, czy przyniesie to jakiekolwiek efekty....
Aktualnie stoimy ( od godziny) w kolejce po auto. Wskazówka pierwsza: nie odbierajcie auta z wypożyczalni na lotnisku, szczególnie w soboty :) pewnie spędzimy tu jeszcze z godzinę... A jednak się myliłam... Siedzimy już trzecią... Tyłek zaczyna mnie bolec od posadzki, ale w koncu mam możliwość przeczytania czegokolwiek.
A kiedy już uda nam się ogarnąć samochód ruszymy w kierunku Nazaré, gdzie spędzimy minimum 2 dni, ale to wyjdzie w praniu, ponieważ to bardzo spontaniczny wyjazd. Mamy w sumie tylko auto.
Postanowiłam opisać spoty, które będziemy odwiedzali, a że bedzie to perspektywa osob mocno początkujących to powstanie krótki przewodnik po spotach dla lamerów :) myślę, że Kelly Slater nie bedzie czytał tego bloga, a moze komuś się to przyda  <3 mam nadzieję, że nie skończy się krótkim przewodnikiem po winach portugalskich ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz