Wprawdzie halloween już za nami, ale nie mogę się nie wypowiedzieć w tym temacie. Staram się zrozumieć, ale nie przychodzi mi to łatwo. Ba! Wcale mi nie przychodzi... O co chodzi z tym całym zamieszaniem? Może nie dostrzegam głębi problemu i zagrożeń wynikających z kolorowych kostiumów i drylowanych dyń... może tak być, nie wykluczam, ale na ten moment takowego nie widzę.
Tak się złożyło, że kiedy wczoraj wieczorem pracowałam to trzy razy przerwano mi pukaniem do drzwi. I trzy razy byłam mocno zakłopotana mówiąc dzieciakom przebranym za rożne strachy i potwory, że bardzo przepraszam, ale nie mieszkam tu, tylko pracuję i zupełnie nie przygotowałam się na "cukierek czy psikus"..... Oj nieładnie :(
Może i faktycznie nie Polacy wymyślili halloween, ale co w tym złego, jeśli fajne? Czemu czerpanie od innych musi od razu zagrażać naszej "polskości"? Nie widzę związku między zabawą, a utratą tożsamości. Fajnie, że dzieciaki spotykają się, przygotowują sobie te barwne stroje, spędzają wspólnie czas... Myślę, że mają dużo frajdy. Kto z nas nie lubił opowieści o duchach? Ja uwielbiam do dziś :) a kiedy są trochę starsze i podrośnięte, pędzą na imprezę w przebraniu czarownicy i piją drinki w stylu małpi mózg. Spędzają czas z przyjaciółmi, bawią się. Nic tylko się cieszyć.
A więc: naprawdę nie rozumiem w czym problem? Gdzie tu okultyzm, brak poszanowania dla śmierci, amerykańska dominacja? Eh, może czasem warto przemyśleć i pomyśleć, co jest większym zagrożeniem: dynia czy lęk przed wszystkim co nowe, inne i "nie nasze"?
Smacznej dyni, dobrego horroru i dystansu. Peace.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz